Czarci Pazur

Od lad znałem i polecałem chętnie osobom w potrzebie to ziółko. Jednak dopiero własne doświadczenie najlepiej uczy czy dany „zielok” jest rzeczywiście wart uwagi. No cóż, młode wiekiem już nie jest moje cielsko zatem nadmierna jego eksploatacja w czasie brytyjskiego Lockdown’u w połączeniu z całkowitym paraliżem tutejszej służby zdrowia zajętej pandemią i nieefektywnością ogólnie dostępnych niesterydowych leków przeciwzapalnych przypomniałem sobie o stojącej głęboko w szafce niebieskiej buteleczce. Pozostała ona po ostatnim epizodzie łuszczycowego zapalenia stawów mojej połowicy – nadszedł właśnie ten czas bym sam sprawdził moc w niej drzemiącą. Extractum Harpagophytii widnieje na ulotce – wodnoalkoholowy wyciąg z korzenia tej rośliny. To skłoniło mnie do przypomnienia wam odrobiny tego co o niej wiadomo.

Hakorośl rozesłana (Harpagophytum procumbens), czyli Czarci Pazur – Devil’s Claw. Anglojęzyczna Devil’s Claw pochodzi od kształtu owocu – to wydłużona torebka pokryta kolcami przypominająca łapę z pazurami a z racji tego, że są one bardzo twarde i głęboko kaleczą uzyskały przydomek Diabli Pazur.

Roślina ta występuje głównie we wschodniej i południowo-wschodniej części Namibii, południowej Botswanie i rejonie Kalahari Prowincji Przylądkowej Północnej Południowej. To wieloletnia bylina dorastająca do 60 cm wysokości i rozłożysta na półtorej metra przez tworzenie płożących się pędów. Korzenie są bulwiaste. wyrastające przybyszowo; liście są drobne, dłoniasto-klapowane; kwiaty czerwone z żółtym środkiem wyrastające pojedyńczo w kątach liściowych.

Powstało wiele publikacji na podstawie badań naukowych począwszy uż od 1966 roku aż po dzień dzisiejszy. Hakorośl rozesłana jest tradycyjnym południowoafrykańskim lekiem ziołowym stosowanym głównie do leczenia zmian reumatycznych stawów. Stosuje się ją także jako środek przeciwbólowy, lek na gorączkę i remedium łagodzące stany alergiczne.

W korzeniu Hakorośli występują glikozydy irydoidowe (przeciętnie 1,5-2%) takie jak Harpagozyd, Harpagid, Prokumbid, Werbaskozyd oraz izo-Akteozyd, ponadto flawonoidy: Kwercetyna, Kemferol i Luteolina; trójterpeny, m.in. kwas oleanolowy, fitosterole (np. beta-Sitosterol), woski, tłuszcze a także fenolokwasy (kwas chlorogenowy). Glikozydy znajdujące się w bulwach rośliny wydają się być najważniejszymi terapeutycznie składnikami. Aktywnymi składnikami są także acetylowane glikozydy fenolowe i terpenoidy.

Jednakże dowiedziono, że wyciągi z całych roślin mają lepszy efekt terapeutyczny niż te przygotowane z izolowanych surowców. Przegląd badań klinicznych z użyciem preparatów Harpagophytum procumbens w leczeniu bólów stawowych i dolnej części dolnej części kręgosłupa wykazał, że stosowanie wyciągów zawierających 50 do 60 mg harpagozydu na dobę dawało więcej wiarygodne wyniki i były bardziej skuteczne w łagodzeniu bólu i poprawie mobilności niż wyciągi z mniejszymi ilościami.

Związki flawonoidowe o działaniu moczopędnym, sprawiają że korzeń obniża poziom kwasu moczowego we krwi, co w połączeniu z działaniem przeciwbólowym sugeruje zastosowanie surowca w leczeniu dny moczanowej.

Diabelski pazur wykazuje też działanie chondroprotekcyjne, prawdopodobnie poprzez hamowanie mediatorów stanu zapalnego, w tym cyklooksygenazy-2, leukotrienów, tlenku azotu, czynnika martwicy nowotworów α i interleukiny-1β oraz poprzez hamowanie metaloproteinaz macierzy i elastazy. Spostrzeżono też, że Czarci Pazur może zwiększać kwasowość żołądka, dlatego zaleca się ostrożność w stosowaniu tego surowca wraz z NLPZ lub kortykosteroidami. Zaleca się także zachowanie ostrożności w różnych stanach, takich jak ciąża oraz zaburzenia sercowo-naczyniowe. Produkt przedawkowany moze wywołać biegunkę a samo stosowanie może zakłócać działanie tyklopidyny i warfaryny.

Istniejącymi przeciwwskazaniami do stosowania Hakorośli są:

  • choroba wrzodowa żołądka
  • ciąża i karmienie piersią
  • leczenie insuliną
  • okres szczepień ochronnych
  • w przypadku kamicy żółciowej wymagana jest konsultacja lekarska by właściwościami żółciopędnymi nie wywołać u chorego ataku kolki wątrobowej lub niedrożności dróg żółciowych.

Zatem po całej tej nudnej treści czas na ogólne określenie działania. Diabelski Pazur posiada właściwości:

  • przeciwzapalne
  • przeciwreumatyczne
  • przeciwbólowe
  • przeciwartretyczne
  • pobudzające trawienie poprzez stymulację wydzielania soków trawiennych w ty i żółci.

Zatem czas teraz by wyjaśnić w jakich chorobach możemy korzystać z dobroci jakie oferuje nam Diabelski Pazur. Są to:

– choroby reumatyczne, artretyzm, bóle mięśni i stawów,

– stany zapalne ścięgien i więzadeł, kontuzje sportowe,

– niedokwaśność i bezsoczność żołądka, zaburzenia przepływu żółci, stany zapalne wątroby, wirusowe zapalenie wątroby,

– nerwobóle, zapalenie wielonerwowe, rwa kulszowa.

Przeciwzapalne i przeciwbólowe właściwości Diabelskiego Pazura mogą być wykorzystane także:

– w stanach zapalnych dróg rodnych (np. zapalenie przydatków, zapalenie sromu, upławy, zapalenie jąder),

– w chorobach alergicznych i autoimmunologicznych (np. łuszczyca, toczeń rumieniowaty, ziarnica, twardzina),

– w chorobach przeziębieniowych i chorobach zakaźnych

– w stanach, kiedy korzystne jest hamowanie procesów zapalnych (trądziki, przewlekłe zapalenia oczu oraz uszu na tle infekcji bakteryjnych a także stany zapalne połączone z wysiękiem,

– ze względu na obecność glikozydów irydoidowych Hakorośl może zastąpić ziele Świetlika, stosując okłady z naparu z równoczesnym piciem naparu lub nalewki.

Na koniec wypada podzielić się recepturami jeśli zdecydujemy się na własnoręczną obróbkę surowca:

Tinctura Harpagophyti czyli naleweczka:

1 część rozdrobnionego korzenia zalewamy 3 części alkoholu 40-60% i macerujemy przez dziesięć dni po czym filtrujemy przechowując w ciemnym szkle. Stosuje się ją trzy razy dobowo po 5 ml (łyżeczka do herbaty)

Infusum Harpagophyti czyli napar:

3÷4 g rozdrobnionego korzenia zalewamy 100 ml wrzącej wody i odstawiamy na pół godziny pod przykryciem, po czym odcedzamy i uzupełniajmy so 100 ml brakującą ilość wody. Tak przygotowany napar stosujemy w trzech porcjach dziennie, nadaje się on także do stosowania zewnętrznego w postaci okładów, płukanek i przemywań.

Leśny Zgredzik- babka i przyjaciele (wpis dla dzieci z 8 Sierpnia 2018)

Czas zatem by przywitać się Wami moje szkraby.

Wasi rodzice i dziadkowie być może znają mnie i moje opowiadania o tym jak chodzę i szukam ciekawych roślin. Nazywają mnie Starym Zgredem a Wy możecie mnie nazywać Leśnym Zgredkiem. Czy wy też chętnie lubicie poznawać rośliny wokół Was?

Rośliny rosną w różnych miejscach, jedne na łąkach i na polach, inne nad wodą lub w miejscach gdzie stoi woda a jeszcze inne wśród drzew lub krzaków. To tak samo jak z ludźmi – jedni lubią wieś i niewielkie domy, inni miasto i bloki mieszkalne a jeszcze inni uwielbiają mieszkać tam, gdzie niewielu chodzi lub jeździ w niewielkich leśniczówkach lub domach w głębi lasu.

Rośliny są też jak ludzie, mają swoje imiona i nazwiska ale trochę inne. Ot chociażby często rosnąca na podwórkach babka większa – dla niej „babka” to tak jak dla was imię a „większa” to nazwisko wyróżniające właśnie ją spośród innych „babek”. Kiedy poznacie roślinki to na pewno zachce Wam się dać im imiona by łatwiej je rozpoznawać i czasem z nimi rozmawiać. Moje wnuki też tak robią i cieszą się kiedy na spacerze spotkają kogoś kogo znajomego.

Na początek tej przygody chcę Wam opowiedzieć kilka rzeczy.

Zabawa w poznawanie roślin to bardzo ciekawe zajęcie. Jednak musicie o jednym pamiętać by zawsze pytać dorosłych czy możecie dotknąć roślinki – mogą one oparzyć jak pokrzywa, mogą pokłuć, mogą zrobić bąble na rączkach a po co – lepiej najpierw zapytać niż potem płakać.

Tak samo nie wkładajcie do buzi niczego czego nie znacie. Kiedy „prawie znacie” to zapytajcie mamę, babcię albo ciocię czy aby „dobrze znacie” – wtedy będzie i fajnie i smacznie a nie stanie się nieszczęście z bolącym brzuchem, buzią albo pełnymi majtkami…

Kto chce posłuchać opowieści Leśnego Zgreda co zrobić w lesie jak zdarzy się niemiła niespodzianka z pokrzywą, osą, komarem albo pszczołą?

Zacząłem opowiadanie od Babki, bo spotkacie ją prawie wszędzie i zawsze wam pomoże by jakiś „ałok” mniej bolał. Wystarczy zerwać listeczek, lekko go poturlać w rączkach i położyć tam gdzie boli. Czasem w trakcie zabawy wejdziecie w pokrzywy i co zrobić kiedy parzy?

Też możecie użyć babki choć wokół pokrzyw rosną też inne rośliny, które leczą to co boli. Poproście mamę lub tatę, babcię lub dziadka ciocię lub wujka by wam je pokazali. Babka większa czasem może mieć ogromne liście.

Szczawie to takie gorzkie zielone liście – nie wszystkie szczawie są kwaśne – właśnie te gorzkie sprawiają pomagają przy podobnych „nieszczęściach”. Tak samo możecie zrobić z tymi liśćmi jak z liśćmi babki kiedy poparzycie się pokrzywą.

Kiedy boli bo ukłuła osa, pszczoła albo komar to najlepiej sięgnąć po roślinkę często rosnącą obok krzaków lub w lesie a którą ja nazywam Stasiem. Poproście dorosłych by wam je pokazali. Stasie nieładnie pachną ale za to są bardzo silne w przeganianiu „boloka”. Wystarczy zerwać listek, podobnie go obturlać w rączkach i rozetrzeć tam gdzie coś ugryzło albo pokrzywa dziabnęła.

Podobnie nieładnie pachną inne „zieloki” rosnące jednak tam gdzie mokro – przy rzekach i strumieniach, nad stawami i jeziorami, podmokłych łąkach albo przy rowach z wodą wokół pól. To Trędowniki – ich listeczki roztarte w rączkach tak samo jak listeczki Babki też robią „Abra Kadabra Simsala Bim” i przestaje boleć poparzenie, ukłucie czy ugryzienie przez jakiegoś bzyczka.

Czasem możecie spotkać na spacerach, szczególnie nad rzeczkami wielkie rośliny z pięknymi kwiatami co wyglądają jak czapki krasnali – to Niecierpki, bo bardzo nie lubią kiedy się dotyka ich strączków z nasionkami – bardzo szybko pękają i strzelają nasionkami wokoło. Ich liście tak samo sprawiają, że pamiątki po niegrzecznych bzyczkach przestają boleć.

Wokół was jest dużo roślinek które pomogą kiedy boli albo stanie się nieszczęście. Kiedy uderzycie się w kolanko, łokieć albo kiedy odrapiecie sobie skórę też można szybko sobie pomóc. Na pewno widzieliście nie raz wielgachne liście krzaczka, na którym rosną czepialskie rzepy (czasem nazywacie je dziadami albo szwabami). Taki duży liść jest jak bandaż – można zrobić opatrunek gdzie macie „boloka” jednak trzeba z takiego liścia obciąć grubą „żyłę” wystającą od spodu by łatwiej owinąć nieszczęśliwe miejsce.

Czasem się zdarzy, że skaleczycie się i leci Wam krew i nie chce przestać. Wówczas poszukajcie z mamą lub tatą niewielkich kwiatków – o różnych kolorach i różnym kształcie listeczków, które nazywają się Bodziszkami bo z kwiatków po przekwitnięciu robią się takie długie strączki jak dziubki co bodzą. Niezależnie od tego, który to z tych bodziszków ich liście mocno zgniecione i przyłożone do rany zaczarują i krew przestanie lecieć.

Tak samo czarują inne roślinki często rosnące na łąkach a nazywane przez dorosłych Krwawnikami i Krwiściągami.

Biegacie wesoło i skaczecie często nieostrożnie a wtedy czasem zdarza się to o czym mówiła mi moja babcia Paulka – „z graczki przyjdą płaczki” i się o coś uderzycie a potem boli albo kolano, albo łokieć, nózia, rączka… Często możecie spotkać w różnych zapomnianych i zaniedbanych miejscach albo i czasem w ogródkach Chrzan z którego korzeni dorośli robią smaczną piekącą pastę co tak samo się nazywa albo musztardę. Jego liście tak samo lekko obturlane, zawinięte wokół tego co was boli będą czarować i dalej będziecie się mogły cieszyć spacerem.

Pamiętajcie – wszystko co przykładacie do „boloka” wcześniej musi być jeśli jest taka możliwość czyste, podobnie jak ta ranka – opłuczcie czystą wodą i zieloka i ałoka.

Chętnie bym się z Wami wybrał pokazać te wszystkie roślinki i nauczyć was jak łatwo i szybko można sobie pomagać kiedy się bawimy i stanie się „wypadek”. Może kiedyś…

Aha – teraz możecie zacząć marudzić by wyciągnąć mamę i tatę, babcie i dziadka albo ciocię i wujka na spacer by poznać roślinki o których dzisiaj wam opowiedziałem.

Wkrótce spotkamy się znowu

Basta !.. ( reedit )

Podnoszą mi coponiektórzy ciśnienie jak zwykle… a jeszcze wczoraj było tak:

…No i stało się – Ktoś o zrytym bereciku zaraportował moje konto w tak podły sposób, że odechciewa mi się tego komentować…

Trudno – pomagałem, zarywałem noce i dnie, szukałem wciąż nowych sposobów radzenia sobie z chorobami a Wy tak mi się odpłaciliście…?

Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę i kiedykolwiek jeszcze podam komuś pomocną dłoń – miarka się przebrała i odechciało mi się bo takiej „wdzięczności” się nie spodziewałem … „

nic mnie tak nie wycisza jak samotny spacer w cichej części Howell Wood

A co ja się będę irytował osobami toksycznymi, maluczkimi i złośliwymi zawistnikami. Wytrzymam kolejny tygodniowy ban całkowicie ograniczający mi aktywność zarówno na eFBuku jak i w Messengerze. Wszak jest jeszcze wspaniałe życie w realu i to właśnie ono daje mi najwięcej satysfakcji. Niech dalej się babrają w tym swoim bagienku nienawiści i maluczkości – ja byłem, jestem i dalej będę sobą – Starym Zgredem czy to się komuś podoba czy nie. Zbyt wiele osób mi zaufało bym teraz dał się stłamsić i zrejterował.

i TO jest właśnie owe BASTA

Zatem nie panikujcie
czasem wywalę prosto z mostu co mi leży na wątrobie lecz na pewno nie dam z siebie zrobić frajera.

Tutsan


fot. własna

Dziś tak mnie naszło by wreszcie podzielić się w Wami sekretem niezwykłych dekoracyjnych krzewów należących do rodzaju Hypericum – Dziurawiec.

W grupie tej prym wiedzie Dziurawiec barwierski (Hypericum androsaemum), Dziurawiec kielichowaty (Hypericum calycinum), Dziurawiec cuchnący (Hypericum hircinum), Dziurawiec wielkokwiatowy (Hypericum grandifolium), Dziurawiec rogownicowaty (Hypericum serastoides) i tzw Goldencup (Hypericum patulum) przez część botaników uznawany jako forma wyjściowa kultywaru ‚Hidcote‚ poprzez skrzyżowanie z Dziurawcem kielichowatym.

Zasadniczo znane są one jako krzewy dekoracyjne w ogrodach z racji i obfitego, zielonego często zimotrwałego listowia, które u niektórych gatunków jesienią wybarwiają się na czerwono; pięknych, żółtych kwiatów (ang. Sweet Amber) oraz bardzo dekoracyjnych, początkowo czerwonych a później czarnych jagodowych owoców.

Są to gatunki natywne dla Wschodniej Azji i części północnej Afryki a rozprzestrzeniły praktycznie na całej ziemi jako krzewy ozdobne. Często możecie spotkać je „na gigancie” w zacisznych lasach liściastych, zagajnikach, w żywopłotach granicznych gdzie doskonale się zadomowiły urozmaicając barwnie środowisko. Niestety ich kwiaty nie wytwarzają nektaru przez co nie wabią pospolitych bzyczących zapylaczy lecz zdane są na drobniejsze żuczki wabiąc ich często niezbyt przyjemnym zapachem (szczególnie Dziurawiec cuchnący).

Przez wieki wiedza o tych dziurawcach uległa zapomnieniu choć wszystkie z nich posiadają także właściwości lecznicze.

Skupimy się dziś na najpospolitszym z nich czyli Dziurawcu barwierskim zwanym w języku angielskim Tutsan. Nazwa ta pochodzi od staronormandzkiego „toute saine” (łac. „totus santus„), które tłumaczyć można jako „wszystko zdrowe”. W Portugalii znany jest jako „Hipericão do Gerês” z racji obfitego występowania na obszarze parku narodowego Gerês. W Walii zwany jest „Dail y Beiblau” (Bibijne Liście) gdyż jego słodko pachnące liście były używane jako zakładki do książek, a najpopularniejszą książką w Walii była Biblia.

Ich jagody uznawane są w wielu pracach jako toksyczne z racji obecności dużych ilości kwasu szikimowego i chlorogenowego, a także barwnika ksantonowego typu tetraoksydowanego, które w nadmiarze wywołują nudności i biegunkę. Jednakże owe jagody mają swoje zapomniane właściwości – jedna lub dwie zjedzone na surowo silnie dezynfekują jamę ustną i łagodzą podrażnienia gardła.

Dawniej Tutsan był używany jako środek do oczyszczania ran i jako środek antyseptyczny i przyspieszający gojenie się ran; środek moczopędny (we Francji kompot z czarnych dojrzałych owoców wciąż ma takie zastosowanie na prowincji) oraz jako remedium łagodzące dolegliwości żołądkowe pod postacią naparów jak i okładów z papki ze świeżych liści we wszystkich wspomnianych dolegliwościach. Stosowano to zioło również do leczenia gorączki, aby pozbyć się kamieni żółciowych – Portugalczycy do dziś uznają je jako zioło ochronne dla wątroby szczególnie w przypadku żółtaczki oraz jako silny środek moczopędny. Świeże liście są dobre w okładach ponieważ działają antyseptycznie i oczyszczają rany. Sprawdzają się one w warunkach polowych – jeśli masz skaleczenie, możesz zmiażdżyć świeży liść i pocierać nim ranę, aby utrzymać ją w czystości i przyspieszyć gojenie. Obecne w ziole ksantony odpowiedzialne są za właściwości repellencyjne względem owadów zatem wtarcie kilku listków w odsłonięte części ciała może Was uchronić od wielu uciążliwych insektów.

W zapiskach XVII wiecznego lekarzy odnalezionych w walijskiej osadzie Myddfai znajdujemy taką oto recepturę:

„…weź po równo Bylicy, Marzanny barwierskiej, Wiązówki błotnej, Krwawnika, Konopi, czerwona kapusta i Tutsan – wszystkie te siedem ziół dadzą remedium temu, kto je wszystkie a nie będzie długo chorzał na zranione płuco ani nie troskał o swe życie…

Jeśli choroba znacznie poważniejsza i ciężej dolega przygotuj remedyjum z ziół macerowanych dwie niedziele w mocnym piwie pszennym: Tutsan, Jarnik, Wiązówkę, ziele Dziurawca, Bluszczyk kurdybanek, Krwawnik, liście Brzozy, Krwiściąg, Orlik, Serdecznik, Wawrzyn, Nawrot, Bukwicę, Ogórecznik, Mniszek, Rolnicę, Rdest ziemnowodny i Przylaszczkę…”


fot. własna

Obecnie wyizolowano wiele aktywnych związków chemicznych wykazujących właściwości lecznicze: kwas szikimowy, kwas galusowy, taksyfolina, epikatechiny, kwas p-kumarowego, trans-resweratrol, kwas kawowy, kwas trans-ferulowy, kwas chlorogenowy, kwas neochlorogenowy, kwas 5-di-okaffeoilochinowy, rutyna, kwercetyna, kwercytryna, izokwercytryna, hiperozyd, hiperycyna, hiperforyna i nonakozan (szczególnie w młodych pędach). Ich obecność potwierdza etnofarmakologiczne zastosowanie zioła w wzmiankowanych uprzednio problemach zdrowotnych.

Współczesne barania nad ich składem potwierdziły, że ekstrakty z czerwonych jagód wykazuje silną cytotoksyczność względem ludzkich komórek nowotworowych (czerniak złośliwy, gruczolakorak piersi i rak okrężnicy). Potwierdzono także wpływ ekstraktu z na układ odpornościowy poprzez silną silną stymulację limfocytów już w bardzo niskich dawkach (0,4–6 μg/ml). Z tej racji stały się one elementem protokołu wspomagającego walkę z chorobami nowotworowymi jako środek zarówno stymulujący układ odpornościowy do walki z rakiem jak i wywołujący apoptozę komórek rakowych wobec zarówno czerniaka, gruczolaka piersi jak i nowotworów jelita grubego.

Reasumując – ten inwazyjny chwast (niestety kiedy ucieka z upraw ogrodowych szybko się nim staje) może przynieść nam wszystkim korzyści. Niezbędne są jednak dalsze badania by ustalić, jaką wartość leczniczą ma ta roślina zapomniana w mrokach historii.

źródła:

Giovanni Caprioli, Alessia Alunno, Daniela Beghell and collab. – Constituents and Biological Activity of the Berry-Like Fruits from Hypericum androsaemum, Frontiers in Plant Science 2016


Stinking Tutsan (Hypericum hircinum) – fot. własna

Mlecuś ze kolcyma

Lubię w czeluściach Ynterneta i starych zapiskach odnajdywać opisy ziółek całkowicie zapomnianych. Dziś pora na Habazia o solidnych rozmiarach, który niejednego z Was wpuścił „w maliny„.

  • Prickly Sow Thistle
  • Raue Gänsedistel
  • Laiteron piquant
  • Grespino spinoso
  • Cerraja
  • Gekroesde melkdistel
  • Осот шероховатый…
  • Sonchus asper czyli Oset-Nieoset ino Mlecyk ze Kolcyma, czasem spotykany pod synonimem Sonchus spinosus.

Nad morfologią nie będę się tu szczególnie rozpisywać z bardzo istotnego względu – zarówno Mlecz zwyczajny jak i Mlecz kolczasty rosnąc obok siebie często tworzą spontaniczne mieszańce o cechach tak różnych, że trudno jest je identyfikować (powodu można domniemywać w tym jaki gatunek jest matczynym a jaki ojcowskim).

To solidny Habaź bez problemu łapiący półtorej metra wzrostu o wyglądzie łudząco podobnym do Ostów lub Ostrożeni. Jednak jego właściwe pochodzenie zdradza dopiero cieknące z uszkodzonych części białe, lepkie mleczko. To właśnie ono sprawia, że nie we wszystkich częściach świata jest tak popularnym dzikim warzywem jak Mlecz zwyczajny zwany też warzywnym (Sonchus oleraceus). Owo mleczko ma też swoje właściwości, które od dawna było wykorzystywane do leczenia epidermalnego brodawek i kurzajek. Jego obecność dawała też właściwości uspokajające i tonizujące.

Najwięcej informacji znaleźć można na temat zastosowania kulinarnego choć powoli odchodzi ono w zapomnienie ze względu na silne naciski rynku rolnego, dla którego Mlecz kolczasty jest uporczywym chwastem w uprawach – jedna roślina wytwarza zazwyczaj ok 100 kwiatów co przy wydajności średniej ponad 200 nasion dla jednego kwiatu daje obfitość 20 000-25 000 nasion zdolnych do germinacji. Pomimo tego w wielu krajach jest on rośliną gospodarską:

  • używany jako roślina pastewna dla zwierząt gospodarskich
  • używany przed kwitnieniem do kompostowania
  • uznawany jako dobra roślina miododajna

Mlecz kolczasty to gatunek wszędobylski, który upodobał sobie zarówno siedliska ruderalne (te, które człowiek opuścił) jak i jak i synantropijne (te, które człowiek silnie przekształcił).

Gdy chcielibyście włączyć go do swojego menu to zapamiętajcie:

  • Delikatne młode liście i wierzchołki łodyg są spożywane na surowo lub gotowane
  • Można je dodawać do sałatek lub stosować jako szpinak – mają one łagodny, przyjemny smak
  • Łodygi po obraniu są spożywane na surowo jak seler naciowy – czasem moczy się je(ok. pół godziny) by wypłukać gorzki mleczny sok przed gotowaniem
  • Całe ziele używane sporadycznie w zupach najczęściej jako substytut szpinaku. Czasami do zup dodawany jest też jego korzeń
  • Z azjatyckich odmian używa się ich wierzchołków i liści do ugotowania na parze. Spożywane są one także na surowo w sałatkach, używane do zup, omletów, smażone z cebulą i jajkami lub jako farsz do pierożków
  • Czasami zmieszanego z innymi ziołami spotkać go można w niektórych regionalnych przepisach, takich jak marokański Beqoul, włoski Pistic czy hiszpański Pastisset de Brosses (tradycyjne placki warzywne ze wschodniej Hiszpanii przyrządzane z kilku gatunków Sonchus).

Sporo na temat kulinarnego zastosowania także tego Mlecyka możecie znaleźć w opracowaniu Łukasza Łuczaja i Moniki Kujawskiej „Dzikie rośliny jadalne używane przez Polonię w Misiones w Argentynie” z 2015 roku.

Zastosowanie w etnomedycynie:

  1. korzenie, łodygi, liście, sok lub cała roślina są wykorzystywane do leczenia wielu różnych schorzeń, dolegliwości i chorób skóry.
  2. papka ze świeżej rośliny stosowana jest jako okład na rany i czyraki.
  3. białe mleczko (Lateks) znajduje zastosowanie w leczeniu brodawek i kurzajek.
  4. Napary z suszonych liści stosuje się do obmywania ran, oparzeń; łagodzenia kaszlu i zapalenia oskrzeli, w infekcje żołądkowo-jelitowe, zaburzenia czynności serca, zaburzenia nerek (środek moczopędny wg rosyjskich źródeł skuteczny przy Podagrze) i wątroby (lekkie właściwości żółciopędne) oraz w zaburzeniach erekcji.
  5. Liście i korzeń są wykorzystywane w jako środek rozwalniający i przeciwgorączkowy. Korzenie posiadają też właściwości odrobaczające. Wysuszone i rozdrobnione łodygi zalecane są jako środek uspokajający i tonizujący ze względu na bardzo wysoką zawartość owego lateksu.
  6. W zachodniej Turcji uważa się, że spożywanie go na surowo w sałatkach ma działanie oczyszczające i moczopędne a także jest zalecane przypisując mu działanie przeciwnowotworowe.
  7. We włoskiej medycynie ludowej zastosowania tego Mlecyka obejmują obniżanie wysokiego ciśnienia krwi, łagodzenie bólu gardła, leczenie ran, owrzodzeń, brodawek i czyraków oraz łagodzenia ukąszeń owadów.

Współczesne badania biochemiczne na uniwersytecie Sardar Vallabhbhai Patel w Meerut (Indie) nad wyciągami wodnymi i alkoholowymi surowca wskazują na jego silne właściwości przeciwdrobnoustrojowe najsilniej względem bakterii Staphylococcus aureus, a także względem Escherichia coli, Bacillus cerus i Klebsiella pneumoniae oraz grzybami Candida albicans i Aspergillus flavus. Wyizolowane z surowca laktony seskwiterpenowe (szczególnie eudesmanolidy) wykazują silne działanie względem pierwotniaka Plasmodium falciparum (Zarodziec sierpowaty) będącego jednym z czterech głównych patogenów wywołującym malarię. Badania nad wodnymi i alkoholowymi wyciągami zarówno z części naziemnej jak i podziemnej wykazały większą skuteczność wyciągów wodnoalkoholowych o wysokim procentażu (70%) a stosunek surowca do solventu wynosi 1:1,5 (konieczność użycia Aparatu Shoxlet’a).

Tradycyjne receptury etnomedycyny zalecały proporcję dla nalewek 1:5 przy użyciu klasycznego samogonu o mocy 65-70% i dwutygodniowej maceracji. Dawkowanie jak to w starych receptach bywało to jedna łyżka nalewki dwa razy dziennie.

Niestety nie natrafiłem na współczesne polskie opracowania ani zielarskie ani fitofarmakologiczne ani tego gatunku Mlecza, ani Mlecza warzywnego ani Mlecza polnego. Skąpe informacje można znaleźć w publikacjach chińskich, egipskich i tureckich badaczy ze szczególnym uwzględnieniem właściwości przeciwbakteryjnych wszystkich gatunków rodzaju Sonchus spp. względem takich patogenów jak Bacillus subtilis, Escherichia coli, Neisseria gonorrhoeae, Salmonella enterica, Staphylococcus aureus i Vibrio parahaemolyticus za co być może odowiada monoterpenoidowy lakton Loliolid23.

źródła badań:

  1. Florence O. Jimoh, Adeolu A. Adedapo. Anthony J. Afolayan – Comparison of the antioxidant and antibacterial activities of Sonchus asper and Sonchus oleraceus, University of Fort Hare in South Africa 2011
  2. Haemendra Upadhyay, Amit Kumar, M. K. Gupta, Arvind Sharma, Anu Rahal – Validation of medicinal values of traditionally used Sonchus asper for the treatment, University and Gau Anu, Mathura in India 2013.

Leśna Szałwia

Teucrium scorodonia syn:

  • Monochilon cordifolius
  • Scorodonia heteromalla
  • Scorodonia scorodonia
  • Scorodonia solitaria
  • Scorodonia sylvestris
  • Scorodonia trivialis
  • Scorodonia vulgaris
  • Teucrium salviifolium
  • Teucrium sylvestre

czyli na nasze – Ożanka nierównoząbkowa

W literaturze można ją spotkać pod nazwami: Wood Sage, Large-leaved Germander, Hind Heal (lecząca łanie), Ambroise, Garlic Sage, Gypsy’s Baccy (cygańska tabaka).

To Zielok, często spotykany przeze mnie w Południowozakościelnych zagajnikach, w zaroślach i w tutejszych lasach o luźnym poszyciu. Należy do rodziny Jasnotowatych. Występuje głównie wokół basenu Morza Śródziemnego (Afryka Północnej oraz Europa Południowej) oraz w Europie i Środkowej. W Polsce występuje bardzo rzadko i występuje tylko na Pomorzu Zachodnim oraz na Dolnym Śląsku. Czasem jest lokalnie zawlekana głównie przez uprawę jako kwiat rabatowy (Teurcium scorodonia var. crispa). W Polsce najczęściej występuje Ożanka właściwa syn. karbowana (Teucrium chamaedrys), Ożanka czosnkowa (Teucrium scordium), Ożanka pierzastosieczna (Teucrium botrys), Ożanka alpejska (Teucrium montanum) oraz Ożanka pirenejska (Teucrium pyrenaicum).

Jest to wieloletnia roślina krzewiasta o wysokości około 30÷50 cm, charakteryzujący się zielonkawożółtymi kwiatami z koroną około dwukrotnie dłuższą od kielicha, o krótkich włosach i skąpym ogruczoleniu (lub ich całkowitym braku). Ze swoimi pomarszczonymi liśćmi i jednostronnymi kwiatami ma bardzo charakterystyczny wygląd i nie można go pomylić z jakimkolwiek innym gatunkiem. To roślina o wyprostowanych i rozgałęzionych pędach, które z wiekiem stają się fioletowobrązowe. Pędy są kwadratowe, z krótkimi włoskami skierowanymi w dół. Liście ogoniaste, nieregularnie ząbkowane, trójkątnojajowate do podłużnego, lekko pomarszczone. Kwiatostan składa się z jasnozielonych lub żółtawych kwiatów, zwróconych w ten sam sposób, każdy z czterema pręcikami z czerwonawymi lub fioletowymi nitkami.

Ożanka jest żywicielem różnych owadów, w tym chrząszczy, pluskwiaków, much, błonkówek, ponad dwudziestu gatunków ćmy i pół tuzina mikrociem. Jest to roślina bardzo ważna w cyklu życiowym rzadkiego motyla Przeplatki atalia (Melitaea athalia). Kwiaty bogate w nektar przyciągają wiele gatunków pszczół, trzmieli i innych zapylaczy. Jej nasiona stanowią pokarmu wielu gatunków drobnych ptaków.

Dawniej używano Ożankę do klarowania brzeczki piwnej – w przeciwieństwie do chmielu, gdzie używa się wyłącznie szyszek, ożanka stosowana jest jako całe ziele. Piwo nabiera wówczas niezwykłego, soczyście zielonego koloru no i tu zaczynają się schody. Owszem są piwosze preferujący klasyczny bursztynowy napitek, są też tacy uwielbiający jego słomkową barwę lub wręcz mętny trunek jednak wielu wciąż ma opory by żłopać piwo w kolorze żaby… To stało się głównym powodem, ze Ożankę zastąpiono obecnie chmielowymi szyszeczkami. Jednak smakosze piwa ożankowego cenią sobie je ze względu na spore właściwości uspokajające, wprawiające w dobry nastrój i pozbawione działania nasennego jakie ma typowe piwo chmielowe. Dodatkowym problemem są diterpeny neoklerodanowe, występujące w znacznych ilościach w Salvia divonorum i odpowiedzialne za doznania halucynogenne stąd też niektóre kraje nie zezwalają na komercyjne warzenie piwa klarowanego i aromatyzowanego tym ziołem.

Wiele gatunków rodzaju Teucrium posiada właściwości lecznicze, m.in. przeciwbakteryjne, przeciwgrzybicze, przeciwzapalne, przeciwutleniające, przeciwgorączkowe, moczopędne i hipoglikemiczne przez co są szeroko stosowane w etnomedycynie krajów gdzie występuje natywnie ten gatunek. We Włoszech i na Korsyce istnieją plantacje dostarczające surowiec do produkcji olejku eterycznego. Roślina cechuje się delikatnym czosnkowym zapachem i stąd pochodzi nazwa „scorodonia” (od greckiego słowa „Σκόρδο” oznaczającego czosnek). Nazwa rodzajowa „Teucrium” została nadana przez Linneusza – część badaczy uważa, że nazwa ta została zasugerowana ziołem, o której Dioskurydes wspominał jako pierwszy zastosowana lek ziołowy przez Teukrosa (Teucer). Teucer był najlepszym łucznikiem achajskim w wojnie trojańskiej, synem Telamona, króla wyspy Salamis. Jego przyrodni brat Aias uleczył z użyciem tej rośliny rany zadane Teucerowi przez Hektora, który później zgładził Aiasa. Po powrocie do Salamis Teucer został wygnany przez ojca, gdyż nie uchronił brata przed śmiercią. Część badaczy jednak uważa, że Linneusz nazwał rodzaj na cześć swego przyjaciela botanika medycznego – doktora Teucera.

Teraz czas na surowiec – jest nim całe ziele zbierane w okresie kwitnienia (Lipiec a w niektórych rejonach aż do początku Września).

Liście i kwiaty Teucrium scorodonia znane są ze swoich właściwości ściągających, antyseptycznych, wykrztuśnych i poprawiających trawienie. Właściwości te związane są głównie z obecnością olejków eterycznych bogatych w węglowodory seskwiterpenowe. Szczególnie ważnymi składnikami tej grupy metabolitów są β-kariofilen (25,2%) i germakren (26,4%). Wiadomo, że β-kariofilen jest selektywnym agonistą receptora kannabinoidowego typu 2 (CB2), które to receptory mogą być celem w leczeniu depresji i lęku. Ponadto kariofilen hamuje rozwój pasożytów Trypanosoma cruzi i Leishmania brasiliensis. Germakren-B wykazuje właściwości przeciwgrzybicze, przeciwdrobnoustrojowe i owadobójcze. Oprócz olejku eterycznego w surowcu zidentyfikowano wiele innych metabolitów, takich jak diterpenoidy, kwas kawowy, kwas ursolowy oraz flawonoidy.

Ożanki są ziołami o wielokierunkowym działaniu. Stosowane jako środek czyszczący krew i odtruwający, moczopędny, posiadający właściwości hepatoprotekcyjne. Dottore zwraca uwagę, ze Ożanka karbowana sprawdza się jako zioło wspomagające odchudzanie. Ożanki posiadają właściwości wzmacniające, odżywcze i przeciwreumatyczne (dawno zapomniana Ożanka czosnkowa – Teucrium scordium stosowana przez kilka wieków do leczenia Podagry). Najsilniejsze właściwości powiązane są z leczeniem chorób skórnych na tle zaburzeń metabolicznych, zatruć, marskości i zapalenia wątroby, reumatyzmu, blednicy, podagry. Okłady (naparu, macerat) przyśpieszają gojenie ran; okłady zastosowane na. na oczy znoszą uczucie „piasku w oczach”, opuchnięcia i obrzęki powiek. Ziele ożanki stosowane jest także w łagodzeniu kaszlu i kataru. Zioło znajduje wiele zastosowań – ropień okołomigdałkowy, ból gardła, problemy z nerkami i pęcherzem. W przewlekłym reumatyzmie i ataku dny moczanowej jest doskonałym ziołem uzupełniającym stosowanie innych surowców zielarskich. Świeża papka ziela Ożanki, Żywokostu i Jakubka doskonale wpływa na gojenie się trudnych i jątrzących się ran, ułatwia oczyszczanie starych ran i uciążliwych stanów zapalnych w dowolnej części ciała. W zielarstwie brytyjskim suszone i sproszkowane liście zażywane w formie (Gypsy’s Baccy) tabaki w leczeniu polipowatości jamy nosowej i zatok. W domowej praktyce zielarskiej (Home Herbalism) znajduje zastosowanie w leczeniu schorzeń skóry, gorączce i przeziębieniu.

Świat medycyny arabskiej od dawna stosuje wiele gatunków Ożanek. Współczesna nauka intensywnie bada zarówno skład jak i precyzyjne właściwości wraz z możliwościami szerszego zastosowania następujących gatunków występujących na obszarze Azji mniejszej i Bliskiego Wschodu. Współczesne publikacje badań nad ziołami tego rodzaju pochodzą właśnie z krajów arabskich.

  • Teucrium alyssifolium
  • Teucrium brevifolium
  • Teucrium capitatum
  • Teucrium flavum
  • Teucrium montanum
  • Teucrium pestalozzae
  • Teucrium pollium
  • Teucrium royleanum
  • Teucrium stocksianum
  • Teucrium yemense

Teraz odrobina recept:

By uzyskać napar należy jedną łyżkę surowca rozdrobnionego (suchego lub świeżego ) zalewa się wrzątkiem i pozostawia na ok 20 minut pod przykryciem. Kiedy jest potrzeba stosuje się dwa lub trzy razy dziennie.

Dla wykonania odwaru stosuje się identyczne proporcje i dawkowanie (UWAGA – gotować dłużej niż 5 minut).

Napar i odwar dosładza się najlepiej miodem ze względu na sporą gorycz.

Zarówno napary jak i odwary warto stosować doustnie i zewnętrznie przy trądziku, w łagodzeniu objaw atopowego zapalenia skóry.

Co ciekawe – ziółeczko może być już stosowane u dwulatków (z uwzględnieniem przeliczenia dawki naparu wg wagi dziecka).

Niestety, jak to od jakiegoś czasu zazwyczaj bywa – biuraliści EMA kombinują jak tu by znów uszczuplić pulę ziółek dozwolonych do stosowania. Opierając się na badaniach in vitro wykazujących hepatotoksyczność wielu związków roślinnych stwierdzili co diterpeny neoklerodanowe, związane z hepatotoksycznością powinny eliminować surowiec z użytku. Związki te owszem, występują w niewielkich ilościach w Ożance lecz występują TAKŻE w wielu innych ziołach (Teucrium marum, Scutellaria altissima, Ajuga reptans, Ajuga chamaepytis, Salvia splendens)… a także w propolisie (sic!).

Cóż – leży sensowność podobnych „Dekretów EMA” powstających niczym przysłowiowe Grzyby po Deszczu w oparciu wyłącznie na badaniach z użyciem izolowanych substancji (zazwyczaj w znacznie wyższych stężeniach niż w surowcu) na hodowle komórek w większości zwierząt laboratoryjnych, najczęściej gryzoni.

Czy jest to rozsądne ?.. pozostawiam Wam pod rozwagę.

Wiosną musowo Ramsons


fot własna

Czosnek niedźwiedzi, Berlauch, Черемша́, l’Ail des bois czyli Allium ursinum to wiosenna roślina zacienionych, wilgotnych lasów, czasem ugorów jak i niewielkich zagajników. W Brytfannie spotykam ją każdej wiosny bo wręcz da się ją „wyczuć ją na wiorstę”. Jest na tyle powszechna, że czasem w lasach miast dywanów Bluebells można spotkać całe połacie śnieżnobiałych gwiazdek zebranych w baldachy.

Historia Czosnku niedźwiedziego w Brytfannie sięga tysiącleci. Szesnastowieczny brytyjski naturalista William Turner w 1548 roku spisał nazwy pod jakimi występuje w poszczególnych regionach: Ramsey, Bucrammes (Buck Rammes) oraz Rammes oraz najbardziej nieprecyzyjna Wild Garlic bo tej nazwie można przypisać wiele innych, dziko rosnących gatunków czosnku. Rdzeń Ramson można odnaleźć w wielu miejscach w całej Anglii: Ramsbottom (znaczące Ramson Valley czyli Dolina Czosnkowa) a także Ramsey (znaczące Ramson Island czyli Czosnkowa Wyspa). Nazwa Ramson pochodzi od wyraźnej goryczki jaką cechuje sie ten czosnek (w Irlandzkim County Donegal do dziś istnieje powiedzenie “As bitter as wild garlic” (tak gorzki jak dziki czosnek).

Cebulki Czosnku niedźwiedziego wkładano „na szczęście” w strzechy irlandzkich chat. Wierzono także, że posiada on moc odstraszania złośliwych duszków „Fairy Folks”. W sferze magicznej uważano, że ten czosnek odstrasza jadowite stworzenia – już Dioskorydes stosował go jako antidotum na ukąszenia węży. W Antycznej Grecji zwyczaj nakazał sportowcom przeżuwać kawałek rośliny przed wyścigiem, co miało zapewnić zwycięstwo; podobne przekonanie dotyczyło mężczyzn idących do bitwy.

Nazwa Czosnek niedźwiedzi (Allium ursinum) wywodzi się z obserwacji preferencji żywieniowych niedźwiedzi po długim śnie zimowym „ursus” to po łacinie „niedźwiedź” (ursinum = niedźwiedzi). Czosnek niedźwiedzi był dobrze znany już w starożytności natomiast tak powszechnie powielane „njófsy” o Rzymianach są bujdą na resorach bo brak jest zapisków o jego używaniu w czasach Imperium Romanum a wzmianki o Herba Salutaris są na tyle nieprecyzyjne, że trudno określić, który to z rodzaju Allium dzierżył takie miano.

Co innego doniesienia z Półwyspu Bałkańskiego – tam znajdujemy go zarówno w przekazach ustnych jak i piśmiennych. Do dziś spożywany jest jako „ciorba„, „srijemoé” czy też „czeremsha” (chociaż w tej ostatniej naprzemiennie gości wraz z popularnym szczególnie w Rosji Allium victoriale. Podobne wzmianki natrafić można w opisach ziół stosowanych przez Celtów i plemion Teutońskich. O Naszym rodzimym kiszonym czosnku niedźwiedzim nie muszę Wam wspominać.


fot własna

W tym miejscu chcę nadmienić byście omijali szerokim lukiem modne ostatnio określenie Dziki Czosnek (Wild Garlic) bo jest ono bardzo nieprecyzyjne i dotyczy wielu innych gatunków tego rodzaju występujących dziko na terenie Europy:

  • czosnek dziwny (Allium paradoxum)
  • czosnek grzebieniasty (Allium carinatum)
  • czosnek główkowaty (Allium sphaerocephalum)
  • czosnek kulisty (Allium rotundum)
  • czosnek kątowaty (Allium angulosum)
  • czosnek siatkowaty (Allium victorialis)
  • czosnek skalny (Allium montanum)
  • czosnek syberyjski (Allium sibiricum)
  • czosnek sztywny (Allium strictum) – w Polsce niestety gatunek wymarły
  • czosnek wężowy (Allium scorodoprasum)
  • czosnek winnicowy (Allium vineale)
  • czosnek zielonawy (Allium oleraceum)

oraz często występujący w pierwotnej formie dzikiej z charakterystyczną spłaszczoną cebulą

  • czosnek dziki czyli por (Allium ampeloprasum) – gatunek uprawiany

Teraz odrobina tego jak rośnie nasz ancymon. Roślina wytwarza pojedyńczy bezbarwny liść pod koniec sezonu wegetacyjnego, który okrywa i chroni cebulkę z zawiązkiem pędu kwiatostanowego do kolejnego sezonu. Wówczas to na powierzchni zaczynają się pojawiać zawiązki właściwych liści zielonych w liczbie dwóch lub trzech, przy czym niewielu z Was wie, ze powierzchnia, która widujecie na wierzchu liści to ich spodnia część bo ogonki są skręcone w swej podziemnej części. Berlauch rozmnaża się głównie przez nasiona a tylko silne rośliny, którym uda się wytworzyć w sezonie wegetacji trzy liście są w stanie wytrworzyć dwie nowe cebulki potomne. Zatem miejcie umiar przy zbiorach bo rwaniem całych kiści zdemolujecie stanowisko doszczętnie – karygodnym i niedopuszczalnym w całej Europie jest zbiór Czosnku niedźwiedziego wraz z cebulkami a curiosuum są widoki polan z pozostawionymi tylko kwiatostanami doszczętnie ogołocone z liści…


fotka z czeluści internetu Nawiedzonych na Targanie jak Leci
TAK NIE ZBIERAĆ!!!

Zerknijcie na mapę Europy – występowanie Czosnku niedźwiedziego nie jest tak cudowne jak wielu się to wydaje – Miejcie umiar, o to Was proszę.

Nie chcę Was zanudzać ani przepisami kulinarnymi ani recepturami bo jest ich co niemiara w czeluściach internetowych. Zainteresowani mogą doczytać doskonałe opracowanie tego wiosennego ziółeczka:

http://gramzdrowia.pl/dr-henryk-rozanski/fitoterapia-ziololecznictwo-ziola-drzewa-krzewy/czosnek-niedzwiedzi-allium-ursinum-liliaceae.html


fot własne

W opracowaniu wykorzystałem wiele nowinek z monografii
Robin Harford „Wild Garlic – a foraging guide to its past and present uses as food and medicine

Proszę Was – OPAMIĘTAJCIE się !

Z przerażeniem wciąż spostrzegam ogromnie panoszącą się Nowomodę z „Parciem na Szkło” w tematyce leczenia chorób nowotworowych.

W tej materii nie ma „doradzę to zaistnieję” albo „wiem to powiem”… czy nie Daj Bóg „bo mnie pomogło” lub „sąsiadka wyleczyła tak raka”…

NIE NIE i jeszcze raz NIE !

By doradzać w temacie chorób nowotworowych trzeba znać realia a nie posiłkować się Ynternetowom Mytologijom. Inaczej kieruje się osoby chore lub poszukujące w ślepe zaułki podsycane wszelkiej materii Scjence Ficjence jak ja nazywam wyssane z palca brednie o leczeniu raka.

Miejcie świadomość, że lekkomyślne doradzanie może u kogoś spowodować pogorszenie stanu lub wręcz pozbawić go szansy na pokonanie choroby.

Musicie zrozumieć pewne istotne kwestie:

Komórki nowotworowe to dalej takie same komórki organizmu lecz o zmienionym kompletnie metabolizmie nie tylko pod względem aktywności lecz także stymulowania okolicznych tkanek umożliwiającego dalszy wzrost guza. Na skutek wielorakich czynników mutagennych zaczynają nie tylko nadmiernie się dzielić powodując wzrost guza lecz także mają mechanizmy obronne takie same jak każda normalna komórka ustroju – jeśli tego się nie wie to nic się nie da zrobić prócz oczekiwania na Cud i samoistną regresję zmiany nowotworowej.

Podobnie horrendalne jest stawianie znaku równości pomiędzy doniesieniami o właściwościach przeciwnowotworowych jakiś substancji a realnym leczeniem raka i na tej podstawie wygłaszać swoje opinie.

  • PRZECIWNOWOTWOROWY znaczy zapobiegający tworzeniu się zmienionych komórek i powstawaniu raka
  • PRZECIWRAKOWY znaczy aktywnie powodujący rozpad tychże komórek lub hamujący mechanizmy sprzyjające wzrostowi zmiany

Dawno już wszelkiej maści „znafcy”, „naturopaci” (nie mylić z naturoterapeutami) i „zielarze” zagubili się w tej masie Dezinformacji Internetowej jaką można znaleźć. Nie posiadają gruntownych podstaw wiedzy zarówno o budowie jak i funkcjonowaniu ciała ludzkiego, o mechanizmach jakimi rządzą się procesy nowotworowe i kompleksowej, pełnej znajomości roślin leczniczych. Wielu nadinterpretuje wyłącznie doniesienia o właściwościach izolowanych substancji roślinnych, czasem poddanych chemicznej modyfikacji na hodowane w laboratoriach komórki nowotworowe (często zwierzęce miast ludzkich). Wielu z nich pracuje podobnie jak lekarze – ukierunkowani tylko na wybicie nowotworu…

  • co z naturalną odpornością komórek nowotworowych na leki, zioła i naturalne czynniki cytostatyczne?
  • co z tolerancją komórek nowotworowych na niedobory produktów odżywczych?
  • co z ograniczaniem możliwości wzrostu sieci naczyń a tym samym hamowaniem rozrostu?
  • co z blokowaniem receptorów stymulujących komórki nowotworowe do wzrostu?
  • co z blokowaniem szlaków metabolicznych?
  • jak posprzątać organizm z ogromu toksyn i patogenów pojawiających się w trakcie choroby?
  • jak zniwelować problemy pojawiające się w skutek leczenia?

TO NIE TAKIE PROSTE !

Działanie WYŁĄCZNIE na apoptozę (obumieranie) komórek rakowych jest powielaniem kierunku medycyny akademickiej. Kiedy komórki rakowe obumierają to nie znikają – pozostają toksyny po ich rozpadzie a samoistne oczyszczenie się i tak już osłabionego chorobą organizmu to często niewykonalny wysiłek.

Od wielu lat śledzę drogę fitoterapii nowotworów i ze smutkiem spostrzegam powielanie drogi medycyny akademickiej i co gorsza zaprzedanie duszy mamonie pośród wielu przedstawicieli świata medycyny – oni nie są zainteresowani wyleczeniem kogokolwiek lecz zawartością waszych kont i portfeli, które każdy w podobnych sytuacjach otwiera bez wahania…

W leczeniu chorób nowotworowych trzeba działać wielokierunkowo czyli jak to się modnie ostatnio nazywa „holistyczne” atakując wszystkie elementy fizjologii komórek rakowych jak i wspomagać chorego w niwelowaniu problemów jakie przysparza terapia akademicka. Oszołomom, którzy wytaczają w tym miejscu Teorie Spiskowe o szkodliwości leczenia medycyny akademickiej powiem krótko – „puknijcie się w czółko” bo TYLKO połączenie sił zarówno nauki jak i doświadczeń wielu pokoleń fitoterapeutów daje choremu szansę na pokonanie choroby nowotworowej.

TERTIUM NON DATUR

Takie postępowanie terapeutyczne to rodzaj schematu, protokołu z specyficznymi etapami, które wielokrotnie sprawdziły się u sporej grupy chorych. Niektóre z elementów czasem muszą być modyfikowane w zależności od typu nowotworu pierwotnego i stopnia jego wrażliwości lub oporności na poszczególne środki. Niektóre musza być eliminowane ze względu na niewłaściwe korelacje z komórkami danego typu nowotworu. Niektóre dają interakcję albo klasyczną terapią onkologiczną lub też z lekami nie związanymi z chorobą nowotworową ale z przyjmowanymi przez chorych innych względów. Zatem wysoce nierozsądne i nieskuteczne jest poszukiwać lub polecać osobom chorym na raka lub ich bliskim „Cudowne Środki” w postach dyskusyjnych na jakimkolwiek forum.

Zapytacie „Czyli co?” – zatem NAJWAŻNIEJSZE:
w chorobach nowotworowych nie ma miejsca na Radosną Twórczość na podstawie tego co wyczytacie na kolorowych blogach – na drugiej szali jest życie osoby chorej na nowotwór
!

W trakcie kuracji cenne jest podawanie produktów dodatkowo stymulujących organizm do walki z rakiem i chroniących chorego np. po radioterapii. Istnieje wiele ziół z powodzeniem stosowanych od pokoleń a intensywnie badanych – jednakże bazowanie tylko na badaniach to często ślepy zaułek. Bardzo popularne są od niedawna kannabinoidy czyli związki pozyskiwane z konopi, najczęściej indyjskich. Musicie jednak rozróżnić pomiędzy dwoma rodzajami Hemp i Hash – pierwsze to konopie siewne, drugie to rzeczywiste konopie indyjskie. Dopiero te drugie gwarantują rzeczywiste właściwości lecz niestety rynek i idące za tym ogromne pieniądze powodują, że wciska się choremu Hemp czyli konopie siewne o niewielkiej wartości. Nie dajcie się naciągać twierdzeniu o „wyższości ekstrakcji CO2” bo takie wyciągi w leczeniu onkologicznym nie są przydatne bo pomijają wiele aktywnych składników. Problem niestety komplikuje się kiedy następuje konfrontacja kannabinoidów z lekami stosowanymi przez medycynę akademicką – lekarze zazwyczaj zabraniają lecz problem polega na lenistwie i horrendalnej ignorancji aniżeli na rzeczywistej wiedzy. To trudny temat wymagający każdorazowo indywidualnej analizy – czasem jest OK lecz czasem trzeba na czas podawania leków zapomnieć o kannabinoidach bo albo powodują one kumulację leku w organizmie co generuje nasilenie skutków niepożądanych albo hamują ich działanie. Czasem też podawanie samych kannabinoidów mija się z celem bo np. lek blokuje receptory na które oddziałują te substancje i oczekiwanego efektu nie sposób osiągnąć. By dodatkowo uczulić Was, że nie są to Leki na Wszystkie Bolączki Tego Światu musicie zrozumieć fakt, iż kannabinoidy nie tylko mają interakcje z lekami lecz poprzez swój wpływ na metabolizowanie leku mogą wtórnie generować ich kumulację w organizmie doprowadzając do poważnych zatruć.

Podobnie tez działają zioła ingerując zarówno w metabolizm leku co może spowodować zatrucie nim oraz w procesy wywoływane przez leki albo „in plus” powodując kumulację efektu albo „in minus” osłabiając jego działanie.

O to Was proszę – niech Was nie korci

BUZIE NA KŁÓDKĘ jak nie macie zielonego pojęcia o fitoonkologii !

Nasze Ziółka

Wielu z Was zapewne zauważyło mój nacisk na rodzime ziółka. Być może też moją upierdliwość kiedy w dyskusji pojawiają się Zamorskie Szpecyjały lub wątpliwej jakości suple.

Postanowiłem naświetlić Wam dlaczego ze mnie w tej materii taka Upierdliwa Menda.

W dzieciństwie każde wakacje spędzałem w niewielkim miasteczku gdzieś w Żabim Kraju. Tam właśnie Babka Paulka zaraziła mnie pasją do roślin i do ziółek. Nauczycielkę miałem w niej przednią bo Babka Paulka o morawskich korzeniach była lokalną zielichą. Całe lato obserwowałem nie tylko co babka wyczynia i co zbiera. Widywałem także bardzo często starego aptekarza wędrującego ugorami, łąkami, po lasach i zaroślach z sporymi naręczami ziółek wszelakich. Wówczas (lata 60-te) najbliższy szpital był w Cieszynie a lekarz w Skoczowie więc cały obowiązek kurowania mieszkańców spadał na aptekarza, który zawsze potrafił przygotować coś dobrego dla chorujących ludzi bo szczególnie młodsi, uważając się za postępowych nie korzystali z wiedzy zielich i znachorów. Niestety cała wiedza aptekarza poszła na marne bo obecnie mimo, że apteka dalej jest w tym samym miejscu i dalej w rękach tej samej rodziny to niestety klimat i cały jej czar prysł niczym bańka mydlana – teraz jeno gotowe leki i ogrom suplementów…

Pewnie zapytacie dlaczego o tym piszę?

Otóż znajomość tego co wokół nas i wiedza wykorzystania kiedy zajdzie taka potrzeba bo zdrówko zacznie kuleć to bardzo cenna umiejętność.

Wielu z Was na pewno nie pamięta pewnej sytuacji jaka miała miejsce w Marcu 1989 roku. Wówczas trwał okres wzmożonej aktywności słońca i zdarzyło się, że kulę ziemską „omiótł” jeden z potężniejszych wiatrów słonecznych. Historia zapamiętała ten incydent jako Quebec Blackout gdyż protuberancja, która dotarła do ziemi trafiła w Kanadę i północne stany USA. Znajdziecie też ten incydent jako The Day the Sun Brought Darkness (dzień kiedy słońce przyniosło ciemność). Spowodowało to całkowite zniszczenie sieci energetycznej paraliżując wszystkie dziedziny aktywności człowieka na ponad dobę. Elektrownie północnych stanów USA straciły swoją moc na skutek zniszczenia infrastruktury. Spowodowało to olbrzymi chaos – nastąpiła przerwa w telekomunikacji, podczas 12-godzinnej awarii miliony ludzi nagle znalazły się w ciemnych biurowcach, podziemnych tunelach dla pieszych, w zablokowanych windach; wielu ludzi zmuszonych zostało do pozostania w zimnych domach. Naprawa uszkodzeń trwała ponad dwanaście miesięcy…


fot. the Hutch Report

To był koniec lat 80-tych ubiegłego wieku kiedy to jeszcze ludzkość nie była tak bardzo uzależniona od sieci energetycznych i telekomunikacyjnych ja dzisiaj. Spróbujcie sobie wyopbrazić jakie skutki miało by podobne zdarzenie obecnie:

  • nie wypłacicie grosza z bankomatów
  • nic nie będzie można kupić w sklepach
  • o aptekach też będzie można zapomnieć
  • samochody będą uziemione bo większość ma cyfrową jednostkę sterującą pracą silnika
  • także w srajfonach ani w sieci nic nie uda Wam się znaleźć, by poszukać recepturę na produkt ziołowy
  • o panice i plądrowaniu wszystkiego nawet nie chcę wspominać…


Dlatego BARDZO WAŻNA jest znajomość tego co rośnie wokół Was i umiejętność spożytkowania dobroci Matki Natury miast bazowanie na suplach i inkszech Zamorskich Szpecyjałach

Takie zdanie i podejście do problemu ma wielu rozsądnych zielarzy i fitoterapeutów.

Dlatego Was proszę – to co Nasze a nie Ziółka z Drugiego Końca Świata…

Fikające Wercie

No i jak zwykle wiosną na WSZYSTKICH „Grupach o Zielonem” (także anglojęzycznych) pojawia się paranoiczne Pchanie do paszczy nieznanych Chaszczy


fot. własna

Co z tego, że potraficie już rozpoznać roślinki skoro nie wiecie jak zachować się może Wasz organizm po konsumpcji. A stąd już bardzo bliziutko do problemów czyli „kuku” jak mam w zwyczaju mawiać.

Fikające Wercie (Ficaria verna) czyli Ziarnopłon wiosenny. Kolejny rok widzę chmarę lekkoduchów uważających, że zielsko „można bezpiecznie jeść przed kwitnieniem„…


fot.własna

Niestety tłumaczenie bezpieczeństwa poziomem toksycznej Ranunkuliny (który w ziole jest niski) nie jest rozsądne. Dottore owszem starał się wytłumaczyć zagadnienie, negując właściwości występujących w nim glikozydów laktonowych – Ranunkulinę bo jej niewiele, Anemoninę i Protoanemoninę jako wyraz histerii niemieckich i rosyjskich badaczy, jednakże badania opublikowane ponad pięć lat temu dokumentują występowanie ostrego uszkodzenia wątroby po stosowaniu doustnym popularnego wyciągu ze świeżego surowca w leczeniu hemoroidów już przy dziesięciodniowej terapii naparami zażywanymi dwa razy dziennie po szklance. Na całe szczęście nie jest to sytuacja trwała bo po około dwóch tygodniach od zaprzestania terapii Ziarnopłonem zanika żółtaczka powłok skórnych a parametry czynnościowe wątroby powracają do wartości prawidłowych.

Problem leży głębiej – cenna i nietoksyczna Anemonina podczas uszkodzenia tkanki rośliny zamienia się w silnie toksyczną Protoanemoninę (LD50 czyli tzw „średnia dawka śmiertelna” wynosi dla tego związku 150-190 mg/kg masy ciała). By uzmysłowić wam jak to się ma wyjaśniam, że im niższa wartość tym wyższa śmiertelność – np dla mocznika to 10g/kg a dla Solaniny 590mg/kg…

Sam kontakt z sokiem z rośliny lub uszkodzonymi liśćmi może skutkować nie tylko swędzeniem i wysypką ale mogą pojawiać się pęcherze na skórze lub błonach śluzowych. Nieroztropne spożycie niewielkiej już ilości rośliny powoduje nudności, wymioty, zawroty głowy , skurcze mięśni a w stanach poważniejszych także i paraliż.

Zapewne zapytacie „to po kiego Ziarnopłon wiosenny jest ziołem”?

Zatem wyjaśnię – podczas suszenia surowca Protoanemonina dimeryzuje do nietoksycznej Anemoniny. Obróbka termiczna surowca również eliminuje jej toksyczność roślin, a wówczas można korzystać z obecności pozostałych substancji czynnych obecnych w ziole tj. flawonoidów (Witeksyna, Kwercetyna, Kemferol), Anemoniny, która jest silnym fintocydem a także antocyjanów, kwasów organicznych i saponin trójterpenowych.

Większość dzisiejszych monografii opisujących to zioło zwraca uwagę, że leki powinny być wytwarzane z suszonych ziół lub przez ekstrakcję termiczną, Świeży surowiec dopuszczony jest do stosowania zewnętrznego bo ta „niepożądana” Protoanemonina wraz z Anemoniną ma właściwości przeciwbakteryjne a także przeciwskurczowe i przeciwbólowe.

Miejcie zatem na względzie, ze Ziarnopłon nie jest rozsądnym ziółkiem do sałatek i surówek wiosennych – Matka Natura oferuje mnóstwo bezpieczniejszych zieloności, które tak samo są cenne ze względu na swoje i prozdrowotne jak i lecznicze właściwości.


fot. własna

Co bardziej ciekawsi niech się douczą o Fikających Werciach u Dottore

http://luskiewnik.strefa.pl/ficaria.html